piątek, 20 stycznia 2017

4. Dwa miesiące później.

Następne dwa miesiące były dla ich małej rodzinki pełne wydarzeń. Wspólnie zdecydowali, że małe miasteczko w stanie Nevada było wystarczająco daleko, bo "nie będą się spodziewali, że zostaliśmy w pobliżu domu", jak przekonywał Stiles i w końcu udało mu się przekonać Scotta i Lydię. Scott dostał pracę u lokalnego weterynarza, Stiles zatrudnił się jako barista w małej kawiarence, a dziewczyny pracowały u Dave`a. Dave był właścicielem lokalnego bistro (U Beth) i prawdopodobnie był najbardziej czarującym staruszkiem na świecie. Wprost uwielbiał Malię, Lydię i tą małą złotą kuleczkę, którą Lydia nosi pod sercem.

Lydia właśnie schodziła na przerwę, gdy do bistro wszedł Scott. Od razu podszedł do Lydii i delikatnie objął ją ramionami w talii. Dziewczyna szybko się od niego odsunęła.
- Śmierdzisz jak mokry pies. - powiedziała marszcząc nos.
- Musiałem wykąpać pewnego szczeniaka, który niesamowicie się wiercił.
Dziewczyna skrzywiła się lekko. -  Dopóki nie zajmiesz się tym smrodem ja i dziecko nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego.
- Awwww, no proszę Kotek. - wybąkał Scott, zmierzając w jej stronę z zamiarem ponownego przytulenia jej do siebie.
- Nie. - wyciągnęła przed siebie rękę, przyciskając palec wskazujący do jego piersi. - Musisz się wykąpać. - oznajmiła.
- Fuj, Scott, dlaczego śmierdzisz? - zapytała Malia podchodząc do nich. - Cuchniesz jak...
- Mokry pies? - podsunęła Lydia.
- Dokładnie.
- Czepiają się ciebie Scott? - zapytał staruszek. Był dość dużym facetem, koło pięćdziesiątki z włosami poprzetykanymi siwizną.
- Tak, sam nie wiem czemu.
- Dziewczęta... - zaczął Dave.
- Daj spokój Dave, sam wiesz, że śmierdzi. - odpowiedziała Malia zatykając nos.
Stojący obok mężczyzna zaśmiał się cicho.
- No cóż synu, naprawdę okrutnie cuchniesz.
- I obróciłyście Dave`a przeciwko mnie? - Lydia roześmiała się głośno i pomasowała się delikatnie po brzuchu. Była już w piątym miesiącu ciąży i jej zaokrąglona talia była wyraźnie widoczna, zwłaszcza w mundurku kelnerki. Jej jasno żółty strój, z białym fartuszkiem na wierzchu był bardzo ciasny na wysokości brzucha.
- Hej, Lea kiedy przyjdzie ten twój chłopiec?
- Kiedy skończy się jego zmiana. - westchnęła Malia spoglądając na wiszący na ścianie zegar. - Powinien być już w drodze.
- Dobrze, muszę dokarmić ten jego niedożywiony, kościsty tyłek. - spojrzał na Lydię. - Ty też, gościsz tę małą kuleczkę, a ona potrzebuje jedzenia.
- Już jadłam Dave. - odpowiedziała wskazując na talerz, z którego podskubywała jedzenie przez cały dzień.
- Nonsens. Pozwól, że ci coś przygotuję. - rzucił przez ramię, idąc do kuchni.
- Lubię go. - ogłosił z uśmiechem Scott, próbując przyciągnąć do siebie ramieniem Lydię, która tylko się otrząsnęła.
- Nie, nadal śmierdzisz, poza tym moja przerwa się już skończyła i muszę obsłużyć kolejny stolik.
- To znaczy, że moja przerwa się zaczęła. - oznajmiła zadowolona Malia, siadając i podjadając z talerza Lydii.

- Boże, nienawidzę mojej pracy. - wyjęczał Stiles wchodząc do bistro. - Wygląda na to, że wszyscy ludzie pijący w tym mieście kawę to skończone dupki.
- Mam tu coś co zaraz podniesie cię na duchu. - odezwał się nowy głos, dochodzący zza drzwi do kuchni. Po chwili pojawił się Dave trzymając talerz wypełniony jedzeniem.
- Dave, czy wspominałem już jak bardzo cię kocham? - wymamrotał Stiles, rzucając się na talerz od razu, gdy tylko Dave go przed nim postawił. Malia porzuciła talerz Lydii i natychmiast zaczęła czaić się na szynkę leżącą na talerzu chłopaka.
Stiles trzepnął ją po ręce. - Nie Malia. - dziewczyna uśmiechnęła się i załapała go za szyję, przyciągając go do siebie. Pocałowała go mocno, ale szybko się odsunęła.
- Frajer. - powiedziała, machając mu przed nosem kawałkiem szynki, zanim wsunęła go sobie do ust.
- Lisica. - podroczył się z nią Stiles, wciągając ją sobie na kolana, żeby móc ją znów pocałować. Malia roześmiała się i pocałowała go w kącik ust.
- Ludzie, serio? Mamy klientów, którzy nie chcą oglądać waszego show podczas posiłku. - powiedziała Lydia przechodząc obok nich,  żeby podać Dave`owi zamówienie.
- Jesteś po prostu zazdrosna, że ty nie możesz, bo Scott śmierdzi.
- Hej! - krzyknął urażony alfa.
Lydia obróciła się w jego stronę i szybko do niego podeszła. Przycisnęła swoje usta do jego w szybkim całusie. - Przykro mi Psiaku, ale za bardzo śmierdzisz. - Scott wydął wargi, na co Lydia tylko się roześmiała.

                                                                             ~

Reszta wieczoru minęła spokojnie z niewielką ilością klientów, którzy wpadli do bistro na szybki obiad. Dave wychodząc przypomniał dziewczynom o dokładnym zamknięciu sklepu i pożegnał się.
- Nie ma go. - oznajmił Stiles, dzisiaj on obserwował odjeżdżającego Dave`a.
- Super, w końcu możemy iść spać. - westchnęła Malia. Wyraźnie słychać było, że jest wyczerpana. Wszyscy wyszli z bistro, upewniając się, że jest zamknięte i poszli do jeepa. Otworzyli bagażnik i wyjęli z niego ciuchy na przebranie. Dziewczyny, już w piżamach usadowiły się na tylnym siedzeniu, Malia położyła się, Lydia ułożyła się między jej nogami, kładąc głowę na jej brzuchu. Chłopcy położyli się na przednich siedzeniach, odchylając je najbardziej jak się da, bez przeszkadzania dziewczynom. Spali w ten sposób przez ostatnie dwa miesiące. Zawsze czekali aż Dave odjedzie, żeby nie domyślił się, że są bezdomni. Było to dość zawstydzające, ale to rozwiązanie było tymczasowe - dopóki nie odłożą wystarczająco na normalne mieszkanie, co może im zająć jakiś czas. Może nawet nie zdążą do czasu, gdy urodzi się dziecko.

                                                                            ~

Pukanie w okno mocno zaskoczyło śpiące dziewczyny.
- Co do diabła...? - wymamrotała Malia. Obie wyjrzały na zewnątrz i zobaczyły stojących tuż przy samochodzie Scotta i Stilesa, z kubkami w rękach. Zaraz po tym jak udało jej się podnieść, Malia otworzyła drzwi. - Co?
- Macie jakieś dziesięć minut zanim Dave się tu zjawi.
- Cholera. - Lydia szybko sięgnęła do tyłu po swój strój, razem z Malią szybko się przebrały i związały włosy w niedbałe kucyki.
- Okay, więc zobaczymy się później? - zapytała banshee, gdy chłopcy odprowadzali je pod drzwi bistro.
- Tak, dzisiaj będę pracował trochę dłużej, ale powinienem przyjść zaraz po Stilesie. - odpowiedział wilkołak, poprawiając koszulę.
- Och, prawie bym zapomniała. - banshee wróciła do samochodu i zabrała coś, po czym wróciła szybko do Scotta.
- Co ty znowu- zanim nawet udało mu się dokończyć zdanie Lydia zdążyła spryskać go swoimi perfumami. Nie dał rady nawet przetworzyć tego co się stało, gdy dziewczyna objęła go ramionami w pasie i cmoknęła szybko w usta.
- No i proszę od razu lepiej. - wyszeptała ocierając się ustami o jego wargi.
- Teraz pachnę jak ty.
- Nie widzę w tym żadnego problemu, a ty? - podroczyła się z nim wydymając wargi.
- Ani trochę. - odpowiedział z uśmiechem, przyciągając ją do siebie po następny pocałunek. Stali tak przez chwilę, tuląc się do siebie dopóki nie przerwała im cicha uwaga Stilesa. - Ludzie, Dave już tu jest.
Lydia jęknęła i pocałowała Scott`a po raz ostatni.- Zachowuj się dobrze Psiaku. - powiedziała z uśmiechem banshee, zanim wypuściła go ze swoich ramion.
- Mam dziwne wrażenie, że to ja powinienem ci to powiedzieć.
- Ja zawsze jestem dobra. - odpowiedziała z psotnym błyskiem w oku, Scott przewrócił oczami i już pochylał się w jej stronę, żeby znowu ją pocałować, ale zanim zdążył to zrobić Stiles odciągnął go od Lydii.
- Chodź stary, zaraz się spóźnimy. - Lydia tylko uśmiechnęła się do nich delikatnie i zaczęła iść w stronę Malii.
- Dzień dobry, moje panie. - powiedział podchodząc do nich Dave.
- Dzień dobry! - odpowiedziały chórem.
- Jak wy to robicie? Zawsze jesteście na czas.
Malia i Lydia wymieniły szybkie spojrzenia. - Po prostu się staramy.

~

Zbliżała się już szósta, a Scott`a dalej nie było, mimo że powinien wrócić koło czwartej. To sprawiło, że Lydia chodziła w kółko, nie potrafiąc się uspokoić. - A jeżeli coś mu się stało? A....A jeżeli nie żyje? Co jeśli cały ten nadnaturalny syf z Beacon Hills dotarł aż tutaj? - to była tylko niewielka część pytań jakie Lydia zdążyła zadać w ciągu ostatnich kilku minut. 
- Jestem pewien, że nic mu nie jest. - Stiles po raz kolejny próbował ją uspokoić. 
- Autobus pewnie się spóźnił czy coś. - dodała Malia. 
Banshee zatrzymała się nagle i spojrzała na Stilesa. - Ty.
Chłopak spojrzał na nią przestraszony. - Ja?
- Daj mi kluczyki do samochodu. - Lydia podeszła do niego z wyciągniętą ręką.
- Co? Nie.
- Stiles.. - wtrącenie Malii spowodowało, że chłopak spojrzał na nią zdziwiony. - No co?
- Po prostu jej je daj.
- Dawaj mi te cholerne kluczyki! - Lydia nie kryła już złości. Stiles westchnął i wyciągnął je z kieszeni, kładąc je z wahaniem na jej dłoni. Banshee natychmiast wyszła z knajpy i podbiegła do samochodu.
- Obchodź się z nią delikatnie. - poprosił Stiles. Lydia już go nie usłyszała. Całkowicie skupiła się na jednym: znaleźć Scott`a McCall i zabić go, pocałować, albo dotkliwie pobić. Nie była jeszcze pewna na co się zdecyduje.

~

Jechała przez jakieś trzydzieści minut zanim dotarła do kliniki, w której pracuje jej ukochany. Budynek wyglądał na zamknięty, ale wtem Lydia dostrzegła jakiś ruch wewnątrz. Nie wahała się nawet przez chwilę. Wyskoczyła z samochodu i praktycznie biegiem dotarła do drzwi. Zaczęła walić w nie swoją drobną pięścią. 
- Scott William McCall! 
Za oknem znowu widać było lekkie poruszenie i spanikowany Scott podszedł do drzwi. - Lydia?
- Tak, Lydia! A teraz otwieraj zanim wejdę tam sama i, uwierz mi, nie będzie czego po tobie zbierać! 
Scott szybko zastosował się do jej żądania. Gdy tylko uchylił drzwi, Lydia wpadła do środka i stanęła przed nim. Zanim Scott zdążył choćby mrugnąć został silnie spoliczkowany.
- Co do diabła..? - Lydia przerwała mu w połowie zdania, zarzucając mu ramiona na szyję i mocno go całując. Po chwili chłopak odsunął się od niej zdyszany. Widząc łzy spływające po jej policzkach poczuł się naprawdę oszołomiony. 
- Nigdy więcej mi tego nie rób, słyszysz? - wydukała przez łzy, raz po raz uderzając go otwartą dłonią w klatkę piersiową. 
- Obiecuję. - odpowiedział przytulając ją do siebie i całując ją w czubek głowy.
- Cholernie mnie przestraszyłeś. 
- Przepraszam. - wyszeptał przyciskając ją mocniej do siebie. Pozwoliła mu tak trzymać się przez chwilę, kojąc swoje zszargane nerwy, po czym się odsunęła. 
- Chciałbyś mi teraz powiedzieć dlaczego spóźniłeś się ponad dwie godziny? - chłopak nie odpowiedział, zamiast tego złapał ją za rękę i zaczął iść na zaplecze. - Scott?
- Sama zobacz. - nie opierała się, poszła za nim. To co zobaczyła sprawiło, że serce podeszło jej do gardła. Na środku pomieszczenia stała wysoka kobieta z dzieckiem przytulonym do boku. Lydia poczuła dziwne mrowienie u podstawy kręgosłupa. Jej złe przeczucia potwierdziły się, gdy kobieta odwróciła się do nich przodem. Widząc jej twarz banshee prawie upadła. 
- Jennifer?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz