wtorek, 3 listopada 2015

2. Następstwa

Melissa McCall wróciła do domu po długiej zmianie w pracy, a jej jedynym życzeniem było położenie się do łóżka. Pacjenci byli niesamowicie irytujący, lekarze cały czas czegoś od niej chcieli, a jeden z najmilszych pacjentów, pogodny starszy pan, zmarł. Miała niesamowicie ciężki dzień, więc poszła prosto do łóżka, postanawiając, że rano porozmawia ze Scottem.
Było już koło 7.30, gdy Melissa wreszcie wstała, poszła do łazienki, umyła twarz i wtedy dotarło do niej, że jest sobota, a do tego to jej dzień wolny. O tak.
Mogła nadrobić zaległości w serialach, poleniuchować w piżamie na kanapie, i po prostu spędzić dzień ze Scottem. Odkąd została pielęgniarką i mamą każdy wolny dzień spędzała ze swoim synem. To był jej najlepszy sposób na odpoczynek, nic nie mogło tego przebić.
Przeszła więc po cichutku przez korytarz i powoli otworzyła drzwi do sypialni Scotta. Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, gdy zauważyła, że jej syna nie ma w łóżku. Pomyślała, że może wstał wcześniej i zeszła na dół. Już miała dzwonić do Stilinskich, gdy jej wzrok padł na samotną kopertę leżącą na kuchennym stole. Szybko podniosła ją ze stołu, dostrzegając na wierzchu prosty napis, nakreślony przez jej syna, Mamo na wierzchu. Z niepokojem rozerwała kopertę:

Mamo,
Przykro mi, że musiałem to zrobić. Jeżeli to czytasz, to znaczy, że opuściłem Beacon Hills, na zawsze lub do momentu gdy będziemy bezpieczni. My znaczy ja Lydia, Stiles i Malia, odeszliśmy ponieważ Lydia jest w ciąży. Ze mną. Mamo, ona nie jest tu bezpieczna, a jej stan wprowadza ją w większe niebezpieczeństwo niż kiedykolwiek - i nie jest to nadprzyrodzone zagrożenie. Przepraszam, że to zrobiłem, ale ona zamierzała odejść, ze mną lub beze mnie, a ja muszę być przy swoim dziecku. Bardzo Cię kocham, zawsze robiłaś dla mnie wszystko co mogłaś, a ja chcę robić to samo dla mojego dziecka. Chcę być ojcem jakiego nigdy nie miałem. Napiszę. Kocham Cię, dbaj o siebie. 
Twój chłopiec,
Scott.

Melissa wydała z siebie gwałtowny, wstrząsający szloch, gdy zrozumiała, że straciła swojego syna. Przez płacz usłyszała nikły dźwięk dzwonka do drzwi. Zignorowała coraz bardziej natarczywe dzwonienie, zignorowała nawoływania jej imienia, zignorowała nawet odgłosy włamania. Jedynym co do niej dotarło było uczucie silnych ramion obejmujących jej wstrząsane szlochami ciało. Wtuliła się w tę osobę i płakała nad swoim synem.


Johnathan Stilinski, bardziej znany jako Szeryf, wrócił do domu, po obudzeniu się w pracy na swoim biurku. Oczekiwał śniadania uszykowanego na stole, zwłaszcza, że była sobota. Stiles zawsze robił mu coś do jedzenia, zwykle mówiąc przy tym: "Tato jeżeli nie będziesz gotować i jeść to zwiędniesz i nikt nie będzie chciał trzymać cie w biurze." Przez lata jego syn nauczył się gotować tak dobrze, że odrobina sarkazmu zupełnie nie odstraszała Johna od jedzenia. Niestety na stole nie było jedzenia, leżała na nim tylko złożona kartka. Szeryf delikatnie ją podniósł i rozłożył:

Tato, 
Wydarzyło się sporo rzeczy, więc ja, Malia, Scott i Lydia wyjechaliśmy z miasta. Nie zamierzamy wracać. Lydia jest w ciąży i planowała wyjechać z nami lub bez nas, a ja- Tato nie wybaczyłbym sobie gdyby coś stało się jej lub Scottowi, nie mógłbym z tym żyć. Przykro mi, że odszedłem, ale musiałem. Kocham Cię tato.
Panie Stilinski chciałam tylko podziękować za to, że się pan o mnie troszczył, i że pozwolił mi pan zostać z panem i Stilesem. To bardzo dużo dla mnie znaczy, a nie mogę powiedzieć nic więcej poza podziękowaniami. Dziękuję, że był pan dla mnie i dla Stilesa tak dobrym ojcem. Proszę przekazać mojemu ojcu, że mi przykro, ale nie jestem już tą małą dziewczynką, którą stracił 8 lat temu. 
Dbaj o siebie,
Stiles i Malia.

Zgniótł kartkę i schował ją do kieszeni koszuli przed wyjściem do domu Melissy, żeby sprawdzić co z nią. Przejechał całą drogę ignorując łzy spływające mu po policzkach. Zadzwonił dzwonkiem, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Gdy po kolejnych próbach nadal nikt nie otwierał przyłożył ucho do drzwi i usłyszał zrozpaczone łkanie. Wyłamał drzwi i szybko podszedł do Melissy. Objął ją i zauważył kartkę w jej dłoni. Nie musiał jej czytać, żeby wiedzieć co jest na niej napisane. Melissa podobnie jak on straciła syna. Poniekąd John czuł się tak jakby nie stracił tylko Stilesa, ale także córkę, jaką stała się dla niego Malia. Jedynym co do czego był pewny było to, że jego serce jest złamane.


 Samuel Paul Martin był wkurzony. Jego nie nadająca się do niczego córka nie obudziła go, więc biegał teraz po domu i próbował uszykować się do pracy, żeby szef się na nim nie wyżywał.
- LYDIA! - wrzasnął na nią już któryś raz z rzędu, a ona znowu nie odpowiedziała. Dostanie za swoje.
Samuel był prawie idealnym człowiekiem przed narodzinami Lydii. Miał żonę, pracę i uznanie rodziny. To wszystko szybko zostało zniszczone przez jedną pijacką noc. Przespał się z żoną swojego szefa, Larissą. Wszystkim czego chciał było zapomnienie o tej nocy, ale kiedy okazało się, że Larissa jest w ciąży wiedział, że będzie ciężko. Odmówiła aborcji i przyznała się do wszystkiego mężowi. Samuel został zwolniony z pracy, a jego rodzina przestała się z nim kontaktować. Larissa urodziła Lydię Lauren Martin tylko po to, żeby umrzeć dwie godziny po porodzie z powodu komplikacji. Cholerna kobieta zniszczyła jego życie po to, żeby umrzeć. Głupia suka.
Jego żona, Laura z jakiegoś powodu ( prawdopodobnie dlatego, że nie mogła mieć własnych dzieci) kochała Lydię i zawsze powtarzała, że jedynym powodem dla którego go nie opuściła było to, że pokochała małą Lydię od pierwszego wejrzenia. Więc przez jakiś czas Samuel tolerował dziewczynę, mimo iż wyglądała kropka w kropkę jak Larissa. Z tego powodu nie mógł się oprzeć, aby od czasu do czasu ją szturchnąć, popchnąć lub uderzyć. Aż któregoś razu jego żona go przyłapała. Zabrała Lydię i złożyła papiery rozwodowe, ale dziewczynka szybko została jej odebrana, ponieważ nigdy formalnie jej nie adoptowała. Laura wiele razy zgłaszała do różnych służb maltretowanie dziecka, ale z powodu braku dowodów, i jego manipulowania Lydią nikt jej nie wierzył. To sprawiło, że Lydia została sama z mężczyzną, który nie mógł jej znieść i który bił ją z każdego powodu jaki tylko mógł wymyślić.
- LYDIA! - wrzasnął wbiegając do jej pokoju. Natychmiast wyczuł, że coś jest nie tak. W pokoju panował bałagan, a biurko prawie puste. Leżała na nim tylko jedna rzecz.
- Co do kurwy nędzy... - wymamrotał do siebie podnosząc skrawek papieru.

Sam,
Jesteś  bezwartościowym śmieciem, który bije mnie codziennie odkąd skończyłam 6 lat. Miałam tylko jednego prawdziwego rodzica, a Ty mi ją odebrałeś. W czasie kiedy będziesz to czytać, mnie już nie będzie w Beacon Hills. Wyjeżdżam na zawsze. Będziesz się zastanawiał dlaczego - jestem w ciąży. Jestem z dzieckiem, a Ty nigdy go nie tkniesz. Nie pozwolę Ci. Mam nadzieję, że wszyscy dostrzegą jakim jesteś skurwysynem.
Pierdol się,
Lydia Laura.

Zawarczał wściekle rwąc papier na malutkie kawałeczki. Skopał jej meble, a gdy się uspokoił pojechał na policję. Jego ostatnią myślą było: "pożałuje, że ze mną zadarła."